Opis: PAX 1985, str. 140, stan bdb- (podpis) Przeźrocza to najnowsza książka Marii Kuncewiczowej, piękny refleksyjny utwór — podobnie jak Fantomy i Natura — wyrosły na gruncie autobiogra-, ficznym. Znakomita Autorka pisze tu o tym, co ważne i co najważniejsze, i o tym również, co drobne, błahe, lecz nieodwołalnie włączone w życie ludzkie; pisze o tym, co już przeszłe i zamknięte, ale także jest w tej książce żywa, pulsująca, niejako reportersko schwytana teraźniejszość. Dramatyczna sprawa zamachu na Ojca Świętego i Jego rekonwalescencji, zdarzenia łączące się z porwaniem i śmiercią Aldo Moro, politycz--ne i społeczne niepokoje współczesnych Włoch, a właściwie — można by rzec — świata, to właśnie „przeźrocza" Marii Kuncewiczowej, które poczyniła jako wnikliwa obserwatorka swojego czasu. Przeźrocza to książka wielkiej mądrości, doświadczenia i obserwacji. A także: wiary. Wiary w religijnym sertsie tego słowa, nie wolnej od pytań, wzruszająco pokornej, oraz wiary w innym już znaczeniu — tej wyrażającej się w przekonaniu, że człowiek stanie się lepszy, że ocali swoją społeczność przed katastrofą, że zwycięży w nim strona szlachetna i godna. O sobie Maria Kuncewiczowa pisze w tym autobiograficznym utworze raczej niewiele, ale zawsze z sympatyczną zadumą i leciutkim humorem. Wieczność — oto nieustający wschód słońca i wschód księżyca, trwałe narodziny, Niektórzy artyści, uczeni i mężowie stanu znajdują pociechę w trwałości swoich dzieł. Żyję zaledwie osiemdziesiąt kilka lat — a ileż geniuszów w tym czasie zapadło się w mit, o którym milczy telewizja. Via Appia zasłana jest kamiennymi szczątkami ludzi pysznych. Wolę czas Boga od czasu cezarów. Wolę czas poetów od czasu Darwina. A więc w szpitalu żywot wieczny. Amen. Kiedy zakonnica-pielęgniarka wchodziła do pokoju, chory zwracał ku niej głowę z uśmiechem promiennej nadziei. Pod krefem i habitem nie widać włosów ani piersi. W osobie o klasztornym imieniu wchodzi do szpitala. Piękna Madonna gotyku, posłuszna Aniołowi, niewinna śmierci Syna, poczętego z Ducha. Przez wiele lat, odmawiając Zdrowaś Maryjo, wahałam się, czy prosić Matkę o ułaskawienie morderców Jej Dziecka. Patrząc w Rzymie, jak mniszki opatrują chorych mężczyzn, nabrałam odwagi. Nie wszystkie one noszą na tacy z lekarstwami poezję. Wszystkie, które poznałam, zdawały się nosić w sobie pewność, że w imię Ducha trzeba przebaczyć ciału.
|