Opis: EU str. 536, stan bdb- Kolekcja Gazety Wyborczej tom 1 ISBN 83-89651-50-5 „Pomysł Imienia róży - mówił Umberto Eco „Gazecie Wyborczej" - zrodził się przypadkowo. Pewnego razu znajoma redaktorka jednej z gazet powiedziała: »Chcemy wydać całą serię krótkich opowiadań kryminalnych. Czy napiszesz coś dla nas?«. Odpowiedziałem, że nigdy nie miałem ochoty na uprawianie literatury, a poza tym nie mam talentu do dialogów. Dla śmiechu powiedziałem jej również, że gdybym miał napisać opowiadanie kryminalne, jego akcja rozgrywałaby się w średniowiecznym klasztorze, a sama książka miałaby co najmniej 500 stron. Ale kiedy tylko wróciłem do domu, natychmiast zacząłem sporządzać listę z imionami zakonników...". Niebawem powstała jedna z najsłynniejszych książek w dziejach literatury światowej. Jest rok 1327, w opactwie benedyktynów dochodzi do serii morderstw. Rozwiązania ich zagadki podejmuje się Wilhelm z Baskerville, franciszkanin. Jego dochodzenie przypomina śledztwa Sherlocka Holmesa. Świat, w którym działa, jest labiryntem tajemniczych znaków. Ludzie, z którymi się styka, noszą piętna swojego czasu - reguł i obsesji, zakazów oraz herezji. Jest w tej powieści dość grozy, łamigłówek, mądrości i piękna, by obdzielić dziesiątki kryminałów, gawęd i albumów o sztuce średniowiecza. Gdyby w 1979 roku ktoś powiedział, że w podsumowaniach XX wieku Umberto Eco będzie w pierwszej dziesiątce pisarzy, pomiędzy Camusem a Kafką, zostałby wyśmiany. A stało się - w 1980 roku słynny semiotyk, badacz średniowiecza, teoretyk literatury i publicysta zadziwił świat, ogłaszając „Imię róży" - jeden z największych bestsellerów wszech czasów. I zdążył wejść do kanonu stulecia. Kiedy ukazało się „Imię róży", miał 48 lat. Od tamtej pory mniej więcej co siedem lat publikował kolejne powieści - „Wahadło Foucaulta", „Wyspę dnia poprzedniego" i „Baudolina". Co tydzień - felietony do tygodnika „L'Espresso" o społecznych i cywilizacyjnych przemianach. Wciąż wykładał, wciąż wypowiadał się o Dantem i świętym Tomaszu, o „Myślach nieuczesanych" Stanisława Jerzego Lecą (którego uważa za najwybitniejszego aforystę) i o „Ulissesie" Joyce'a, o „Big Brotherze" i premierze włoskiego rządu. Był kimś więcej niż instytucją społeczną - bo instytucje nie bawią, a nad felietonami Eco ludzie śmiali się w głos. Po ukazaniu się „Baudolina" na pytanie o kolejną książkę odpowiedział: „Być może w ogóle nie napiszę już żadnej powieści, przecież nie trzeba pisać za wszelką cenę". Ale nikt nie wie, kiedy Eco puszcza do nas oko.
|