Opis: Amber 1990, str. 206, stan db+/bdb- Ingvald zaprowadził żołnierzy z tylnej straży na ostatni z zarekwirowanych statków. Stał teraz obok Simona, spoglądając na miasto, które dzień wcześniej – nie bez ich udziału – poraziła trąba powietrzna. – Panie! – do Simona podszedł dowodzący statkiem Sulgarczyk. – Mam tu takiego jednego, który opowiada pewną historię i uważa, że jest coś warta. Po czym wypchnął do przodu mężczyznę w brudnym i poplamionym stroju prostego marynarza. Karsteńczyk natychmiast ukląkł zgodnie z narzuconym przez Yviana służalczym obyczajem. – Słucham! – rzekł Simon. Tamten począł mówić pospiesznie: – Tak jest panie. Tam był pewien statek. Ludzie stali przy wiosłach jak trzeba, tylko wyglądało jakby udawali, że wiosłują. Powie, że tam jest prąd, ale nie tak silny. Jeśli chcesz zyskać na czasie, musisz nieźle napracować się przy wiosłach, zwłaszcza kiedy wieje przeciwny wiatr – a wtedy tak było. Ale oni zyskali i to sporo. Ponad pochyloną głową marynarza Sulkarczyk spojrzał na Simona. – Nie znam innego sposobu, w jaki można podróżować po tej rzece, poza wiosłami i żaglami – zameldował. – Jeżeli jakiś statek potrafi poruszać się w taki sposób, to ani ja, ani żaden z moich braci nigdy nie widzieliśmy takiego statku. To... są czary! – Lecz nie takie jakie stosuje się w Estcarpie... – odrzekł Simon. [z okładki]
|