Opis: SZTUKA 1956, str.132 , stan db+ ( podniszczona okładka, przykurzona, lekkie pofalowanie krawedzi, pościerana krawędzie okadki) ISBN Nie jestem przyrodnikiem. Muszę z góry o tym uprzedzić. Ten zbiór nie ma też charakteru atlasu zoologicznego. Fotografia do atlasu zoologicznego powinna pokazywać najważniejsze cechy budowy zwierzęcia. Musi z niej wynikać niezbicie, że słoń ma cztery nogi, tak i tak zakończoną trąbę. Tymczasem mnie chodziło o co innego. Chciałem wydobyć ze słonia cechy najbardziej charakterystyczne. Cóż przemawia najsilniej do naszej wyobraźni, zwłaszcza na pierwszy rzut oka — szczególnie kied} widzimy słonia po raz pierwszy w życiu? Niewątpliwie jego ogrom. Dlatego porcelanowy słonik, używany niekiedy jako breloczek („na szczęście"), nie jest portretem słonia. Robi bowiem wrażenie czegoś maleńkiego, a nie ogromnego, chociaż posiada i trąbę, i kłapiaste uszy, i kły, i fałdy skóry jak prawdziwy słoń. A ja chciałem mieć portret słonia. Przyjrzyjcie się słoniowi na okładce i osądźcie, czy mi się zamiar udał. Czy, patrząc na zdjęcie, na którym nie ma nawet całego słonia, można powiedzieć: „Oto jest słoń! Nie fotografia, ale właśnie portret!" Ten przykład nie wyczerpuje oczywiście zagadnienia. Portret jest wizerunkiem uwypuklającym cechy charakterystyczne obiektu. Może to być jakaś cecha ogólna, jak w przypadku słonia, może też być jeden z charakterystycznych wyrazów zwierzęcej twarzy. Przebywając szereg miesięcy wśród zwierząt, widziałem tych wyrazów, tych „min" bardzo wiele. Widziałem nie tylko śmiech i płacz, ale również smutek i zdziwienie na twarzy człekokształtnej małpy — szympansa. Uśmiech gościł również na obliczu wilka, lisa, psa, żeby z kolei ustąpić czujnemu zastanowieniu. Lew był sobą zarówno wtedy, kiedy groźnie się nasrożył, jak i w momencie szerokiego, leniwego ziewnięcia. Dążeniem moim było. żeby poprzez te portrety czytelnik miał okazję do pewnego rodzaju obcowania z powabnym światem zwierzęcym w jego różnorodnym bogactwie Miejscem mojej pracy fotograficznej były ogrody zoologiczne. Chodziło mi o możliwie dużą rozpiętość tematyczną oraz o bezpośrednie, nieosiągalne w warunkach naturalnych, zbliżenie do portretowanego zwierzęcia. Moje przeżycia nie obfitują w przygody takie, jakich .mógłbym doznać, gdybym zagłębił się w puszczę. Ale i w tych warunkach, w jakich pracowałem, nieraz musiałem się nabiedzić. Treścią moich niektórych obserwacji podzielę się z czytelnikami... Jan Styczyński
|