Opis: Górne Śląsko 2003, db (przykurzona, lekko zatęchła - zapach - zwietrzeje), str ok 100, liczne zdjęcia ISBN 83-919630-1-2 Niewielkie Lipiny, które w roku 2002 obchodziły swe 200-lecie, a od 1951 roku są dzielnicą Świętochłowic, na szczęście ustrzegły się utraty swej specyficznej tożsamości. Jest to na pewno swoisty fenomen, gdyż ta silnie swego czasu uprzemysłowiona okolica ściągała mnóstwo ludzi z innych części Śląska, kraju, którzy tu znajdowali pracę. Przywozili tu również ze sobą typowe dla swoich macierzystych okolic zwyczaje, tradycje oraz pozytywne i negatywne nawyki, a także oczekiwania. Jedni byli tu krótko, inni dłużej, a jeszcze inni zakładali rodziny i zostawali na stale. Co charakterystyczne: większość z tych ludzi przejmowała śląskie zwyczaje lub też szanowała je, z uznaniem podchodząc do zakorzenionych tu obyczajów. Dzięki temu Lipiny na pewno stanowią dziś specyficzną enklawę śląskości. Nie zniszczyły jej zmiany społeczne, postępujące bezrobocie czy nawet bezmyślne zapatrzenie na Zachód i naśladownictwo tejże kultury. Lipiny pozostały więc Lipinami z całym balastem problemów, które z lubością eksponują poszukujący sensacji dziennikarze, ale też" z kultywowanymi pięknymi zwyczajami. Tu też najdłużej przetrwał obyczaj noszenia strojów ludowych. Gloryfikacją owej tradycji noszenia się „po chopsku", czyli ubierania przy okazji świąt kościelnych śląskich strojów ludowych zajął się Grzegorz Stachak. Nie jest etnografem, nie jest też historykiem, lecz miłośnikiem śląskiej ziemi, lipińskiej tradycji. Stachak zrobił też to, czego nie dokonali profesjonaliści: ocalił przed zapomnieniem ludowe stroje, zrekonstruował je, a co najistotniejsze ponownie rozpropagował ich używanie. Spowodował, że w te reliktowe ubrania okazjonalnie przyozdabiają się teraz młode dziewczyny, które (jak przed dziesięcioleciami) czekają na doniosłą chwilę do ich przywdziania. Właśnie dzięki fascynacji Stachaka, dzięki upartości jego znajomych oraz perspektywicznemu spojrzeniu magistrackich urzędników ze Świętochłowic mamy książkę, która już teraz jest unikatowa. Żywe, bardzo ciepłe i osobiste opisy sytuacji świąt Bożego Ciała, odpustu, pielgrzymek do Piekar i na Górę św. Anny oraz reakcje ludzi przed, w trakcie i po tych uroczystościach na pewno są, ale i będą nie tylko przyjemną lekturą dla miłośników regionu, lecz też w przyszłości cennym materiałem dla etnografów czy historyków. Pomijając przecież literackie wyznaczniki tej pracy jest ona wartościowym nośnikiem wiadomości, jest cząstką Śląska, który zanika i w postaci opisywanej przez Stachaka prędzej czy później będzie już miał wymiar historyczny. • Opowieść o rozbudzeniu i kształtowaniu się tej fascynacji w literackiej formie przekazuje nam w publikacji Stachak. Stworzył w tym celu bohatera swej historii, Grzesia, który prowadzi nas przez świat dawnych Ślązaków, którzy najpierw z niedowierzaniem, później z niepewnością, a wreszcie z radością przyjmują renesans zainteresowania tym, niegdyś codziennym, elementem śląskości. Ile w owym Grzesiu i jego dokonaniach jest cech i przeżyć autorskich, ile fikcji, ile faktu? Na te pytania zna odpowiedź tylko sam Stachak. Serdecznie polecam lekturę tej książki i życzę czytelniczej satysfakcji. Marian Piegza
|