Opis: PWRiL, 1978, stron ok. 300, stan bdb- (przykurzona obwoluta, małe oderwanie na obwolucie) "Gdańsk... Ta nazwa przywołuje jakby dźwięk basowy dzwonu. I zaraz jawi się pod przymkniętymi powiekami zgęstniała woda, a nad nią zębaty, nachylony profil Żurawia, małe okienka spichrzów, kamienice, których kształty uformowała przydatność dla wykonywanych tu zawodów i bogactwo ich mieszkańców. Ślizga się metaliczny połysk po fali Wisły, Motławy, Raduni. Może to o/łbicie gnieźnieńskich drzwi? Owa na wieki w brązie odlana chwila, gdy święty Wojciech łodzią przez Chrobrego daną przybijał do portowego pomostu nadbałtyckiej strażnicy, kiedy zoczył słowiańskie, polskie miasto Gdańsk. Urbem Gyddanyzc - jako w tysiącznym roku żywotopis kunsztownym duktem liter na pergaminie napisał. Młoda ręka wygrzebuje z piasku sczerniałe, strawione ogniem bierwiono. Czy to ślad pogorzeli roku czterdziestego piątego? Czy tamtej pory sprzed siedmiu stuleci, z Łokiet-kowej doby, kiedy krzyżackie knechty Gdańsk spalili, a słowiańską, polską ludność wysiekli? Każde miejsce tutaj mówi o przeszłości i o jutrze. Oto rozparty szeroko ogrom kościoła Najświętszej Marii Panny. Łapa w kowanej rękawicy, stalowa łapa krzyżacka nie zezwalała, by wieże wystrzeliły ponad warowny zamek Zakonu, który winien strzec i górować, samym widokiem napominać mieszczan do uległości. Ale nie byli do niej skłonni, łatwo odkładali wagę i łokieć, by sięgnąć po topór i miecz. Wyzwolili się z jarzma. I rzecz wtedy pierwsza: zamczysko wroga rozebrali na cegły, kamienie, drzazgi. A wieżę mariacką wynieśli, wydźwignęli ku chmurom, by ją z dalekości widział każdy ku Gdańskowi dążący. Los znów związał gdańszczan nacji rozmaitych z polskim królem i polską ziemią. Nie, to nie los, w tym pojęciu kryje się fatalizm dziejów od woli człowieczej niezależny. Oni świadomie wybierali, wiązali życie własne i swoich dzieci z władaniem Polski nad ujściem Wisły. Białe orły tu miały swoje gniazda, widniały na bramach, wieżach, ścianach. Nie narzucone, nikt ich tu przemocą nie osadzał. To sami gdańszczanie je odkuli w kamieniu i żelazie. Na znak. Świadomi, komu zawdzięczają i zamożność, i wolność, bo tę im zapewniała tylko Rzeczpospolita. Źródłem ich bogactwa była Polska pszeniczna, szkuty ładowne sunące z nurtem wiślanym, pośredniczenie w handlu w obie strony, z Krakowa, Sandomierza, Warszawy, Płocka, Torunia i ze świata, z Bałtyku na południe. Nigdy gdańszczanin nie czuł wspólnoty z prusactwem. Nawet w dobie rozbiorów to miasto nie chciało zdradzać Polski. I w języku niemieckim przyznawało się do związków życiodajnych z okrawanym królestwem polskim." - ze wstępu Koszt wysyłki 10 zł.
|