Opis: Interpress, 1975 str. 308 stan db+ (podniszczona lekko okładka. przykurzona) ISBN Antologia ta obejmuje fragmenty 20 dzienników i pamiętników Polaków, którzy od końca XVIII wieku do 1914 roku przybywali na ziemię amerykańską, do Stanów Zjednoczonych Ameryki. Wspomnienia te —jako najciekawsze, moim zdaniem, w treści i stylu —[wybrane zostały spośród 35 znanych mi, drukowanych i odnoszących się do tego okresu pamiętników. Z wyjątkiem dzienników T.K. Węgierskiego, J.U.Niemcewicza i J.Hor-dyńskiego były one publikowane przez samych autorów. Niektóre powstały na gorąco i zaraz też trafiły do czytelników, jak np. Dzienniki A. Gurowskiego. Wiele pisanych było z perspektywy, czasem nawet blisko czterdziestoletniej, jak w przypadku pamiętnika ks. A. Bakanowskiego. Niektóre pisano i publikowano po angielsku lub francusku, ale większość w języku polskim. Pisownia została uwspółcześniona, choć w nielicznych przypadkach pozostawiono oryginalną pisownię nazwisk] nazw geograficznych i miejscowości,' zachowano też najbardziej charakterystyczne właściwości stylu i języka autorów. Daty na początku fragmentów pamiętników, ustalone przez autora antologii, umieszczono w nawiasach kwadratowych. Ponadto każdy z pamiętników zaopatrzono w przypisy oraz szkic lub notę o autorze, w której główny nietylkodlamoli akcent położono na amerykańskim rozdziale w jego biografii, ułożono je zaś według czasu akcji. Całość poprzedzona została krótkim rysem mówiącym o wkładzie Połaków do cywilizacji amerykańskiej. B.G. Pewnego dnia przybył też do naszej armii w odwiedziny Prezydent Linkoln w celu przekonania się o stanie owej armii; miałem przeto sposobność patrzeć z bliska na jego osobę i na jego całe otoczenie i postępowanie. Sam Prezydent był ubrany w czarne cywilne suknie, z kapeluszem cylindrowym na głowie i tak ubrany zwiedzał konno, otoczony bardzo nieliczną i skromną świtą, pojedyncze pułki w obozach pod namiotami rozłożone. Otoczenie jego składało się z kilku delegatów Kongresu i Senatu, z kilkunastu generałów ubranych skromnie i z kilku zagranicznych oficerów, zostających przy ambasadach w Waszyngtonie i przybyłych z ciekawości wraz z Prezydentem. Wszędzie witany był Prezydent z prawdziwym zapałem przez szeregi. Lecz nie serwilistycznie i bez żadnych narad i form używanych w Europie odbywał on ów przegląd. Nieraz rozmawiał on swobodnie i po przyjacielsku z prostymi żołnierzami, chodząc pomiędzy namiotami w obozie, i zapytywał się, czy nie cierpią niedostatku i czy wszystko odbierają to, co im prawo z nakazu Kongresu wyznaczyło. Przyjmował zażalenia, podania, skargi i prośby, i nie można było nikomu wzbronić, żeby nie mógł mieć wolnego przystępu do osoby Prezydenta. Całą oznaką, okazywaną przez wojsko osobie Prezydenta, było to, że szeregi prezentowały broń, sztandary wznosiły się w górę przy odgłosie narodowego hymnu, a szeregi wołały: „Niech żyje Unia i Republika!" Nie słyszałem nigdy, żeby wołano: „Niech żyje Linkoln", lecz zawsze z okrzykiem na cześć Prezydenta Republiki i Unii witano osobę tak skromną i popularną, a która jednak reprezentowała wolę 40 milionów narodu i milionową armię z ochotników złożoną. (Ludwik Źychliński fragment pamiętnika) Koszt wysyłki 9,50 zł.
|